Radosław Rudziński 2021-09-03 komentarze
Ciężkie jest życie kolekcjonera.
I nie mówię tu wcale o tym, że na kolekcję trzeba mieć miejsce, że szafek wciąż mało, a nocami modlisz się, aby te, które już są, nie odpadły razem ze ścianą.
Pół biedy, gdy zbierasz monety, albo znaczki, ale gdy kolekcjonujesz ceramikę robi się krucho. Wszystko jest ciężkie, wcale nie takie małe, a do tego bardzo delikatne.
Przed kolekcjonerem stoi wiele wyzwań:
Na początku katalogowanie kolekcji nie ma aż takiego znaczenia. Stawiasz pierwsze kubki i filiżanki na półce i się nimi cieszysz, ale już po pewnym czasie zaczynasz się gubić. Nie wiesz czy taki kubek już masz, czy nie. A może masz, ale w innym szkliwie? A może widzisz, że masz, ale zapominasz, że jest pęknięty? Potem masz ich za dużo i chciałbyś część sprzedać, ale nie pamiętasz, który kupiłeś, a który jest Twoim ulubionym kubkiem, pamiątką po babci.
Sam jeszcze nie wiem ile elementów liczy moja kolekcja mirostowickiej ceramiki. Kataloguje już od dawna, ale wciąż mam jeszcze elementy, które wymagają wprowadzenia do systemu. Zaczynam żałować, że nie robiłem tego od samego początku, systematycznie i konsekwentnie. No ale, co się odwlecze, to nie uciecze. Aktualnie mam skatalogowane około 800 pozycji. Szacuję, że drugie tyle przede mną.
Sposób przechowywania kolekcji to temat bardzo przeze mnie bagatelizowany, ale wiem, że wcześniej czy później będę musiał się z nim zmierzyć.
Za to katalogowanie zbiorów to dla mnie sama przyjemność. Jestem informatykiem, a bazy danych mnie po prostu kręcą. Napisałem więc aplikację, dzięki której dokładnie wiem m.in. skąd mam każdą filiżankę, kubek czy wazon, ile za nią zapłaciłem, co to za fason, kto jest projektantem i oczywiście mogę ją także zobaczyć na zdjęciu nie przekopując się przez kartony czy szafki.
Jedynym problemem było dla mnie naniesienie na ceramikę indeksu z katalogu.
Na początku używałem do tego etykiet cenowych. I choć wszystko wyglądało ok, to niestety z czasem okazało się, że to słaby pomysł. Tusz na etykietach był coraz mniej wyraźny, a klej okazał się bardzo słaby. Już po kilku tygodniach etykietki zaczynały się odklejać i odpadać. Do tego były przecież papierowe, więc nawet przetarcie ceramiki wilgotną szmatką mogło je zniszczyć. Nie wspomnę nawet o myciu takiego eksponatu, wówczas sprawę ratowała tylko nowa etykieta.
Potrzebowałem czegoś znacznie trwalszego, bardziej wytrzymałego i odpornego na wilgoć, wodę i czas. I - przede wszystkim - czegoś, co nie będzie ode mnie wymagało zbyt wiele energii w stosowaniu.
Po wielu próbach odkryłem rozwiązanie - dla mnie - idealne.
Przygotowałem na specjalnej folii samoprzylepnej, odpornej na warunki atmosferyczne, niewielkie kółeczka, średnicy około 15mm, które mogę naklejać na ceramikę.
A jak nanoszę numery katalogowe? Szybko! Używam do tego niezmywalnego pisaka, po prostu. Dzięki temu przygotowanie naklejki i naniesienie na element kolekcji zajmuje mi około 4 sekundy.
Takie rozwiązanie spełnia wszystkie moje oczekiwania:
Jako, że produkuję takie etykiety dla siebie w dużych ilościach, to dodałem je także do sklepu firmowego, może Wam takie etykiety dla kolekcjonera też się przydadzą.