Nie przegap żadnych nowości!
Informacje o nowych wpisach prosto na Twój email.

Mi-opowieść
Mirostowickie Zakłady Ceramiczne

Mi-opowieść

Katarzyna Perek-Samosiuk 2012-12-10 komentarze

Kasia ma Dziadka. Piszę „ma”, choć Dziadek już nie żyje, bo pamięć o nim wciąż trwa. Dziadek nazywał się  Lech Wiernik-Manugiewicz i był przez wiele lat dyrektorem MZC. To za jego kadencji uruchomiono piec elektryczny i rozpoczęto produkcję porcelitu. Posłuchajcie jej opowieści.

Nie wiem, na ile moja wiedza o Mi to tylko "czysta" rzeczywistość, a na ile opowieści, które zaczęły żyć własnym życiem podawane z ust do ust lub przeobrażone w mglistych wspomnieniach małej dziewczynki... Historia Mirostowickich Zakładów czyli fakty, daty, nazwy nie interesowały mnie wtedy, gdy miałabym do nich dostęp łatwy i z "pierwszej ręki" - wszak podczas największego rozkwitu MZC byłam dzieckiem...

W fabryce byłam z Dziadkiem tylko raz. Miałam może sześć, może siedem lat. Pamiętam, że moja młodsza Siostra była wtedy chora, a Dziadek zabrał mnie na wycieczkę, w zimny deszczowy wieczór. Było cudownie! Pamiętam huk maszyn, leżące na wózku "rolki" gliny, na których oboje zostawiliśmy odcisk kciuka, uśmiechnięte panie, które malowały ręcznie wzory na zegarach jadących powolutku taśmociągiem... Pamiętam, że jedna z tych pań zawołała mnie i pozwoliła pędzelkiem umoczonym w zielonej farbie dotknąć wgłębienia na zegarze... Farba rozlała się tworząc czwórkę... Byłam z tego dumna jak paw, choć to dzięki wyżłobieniu czwóreczka wyszła zgrabna i elegancka

Z opowieści dziadkowych zapamiętałam, że pomysł z produkcją naczyń wziął się między innymi "z potrzeby wynalazku". Ponoć jeden z innych zakładów ceramicznych miał kłopot przy produkcji czajników elektrycznych (tych z grzałką instalowaną "od tyłu"), bo niezwykle trudno przy wypalaniu takiej formy uniknąć pękania albo odkształcania się miejsca, gdzie potem ma pasować grzałka (żeby nie ciekły). A ponieważ mój Dziadek uwielbiał ciekawe zadania, zawsze interesowało go "jak to jest zrobione", a do tego wierzył w swój zespół, zaproponował, że spróbują w Mirostowicach dopracować technologię. Spróbowali... I udało się! W MZC zaczęły powstawać więc czajniki elektryczne. Początkowo łudząco podobne do takowych wykonywanych we Włocławku. Nieco później już autorskie, oryginalne, mirostowickie po prostu... I to był początek. potem kolejne pomysły wcielane w życie, aż wreszcie produkcja pełną parą.

Na pytanie, czy przeobrażenie MZC było autorskim projektem Dziadka odpowiadam - nie wiem... ale myślę, że nawet jeśli pomysł był Jego, to - choćby ze względu na czasy, w których się zrodził - został opracowany kolektywnie... Zresztą Dziadek nigdy w swych opowieściach nie przypisywał sobie autorstwa sukcesu tej idei, wciąż mówił "moi plastycy to, moi technolodzy tamto"... Był dumny z tego, że udało mu się (w tamtych czasach!) wielu pracowników namówić na dalsze kształcenie. Sam zresztą uczył w technikum ceramicznym. Wiem, że w fabryce pracowało wielu zdolnych ludzi, plastyków, szczególnie we wzorcowni, a Dziadek nie bał się ich pomysłów.

Z opowieści dziadkowych pamiętam też, że podpis mojej Mamy - Mirki - stał się inspiracją do stworzenia znaku firmowego MZC. Pisała takie charakterystyczne eM... często podpisywała się "M" robiąc zamaszyście o tę jedną-dwie laseczkę więcej - co w efekcie przypominało raczej "Mi"... narysowała więc znak-sygnaturę... i stało się... plastycy zakładowi zapewne go wystylizowali i dopracowali... ale ja niezmiennie widzę w nim po prostu podpis mojej Mamy...

Talerz autorstwa pani Mirosławy Manugiewicz Talerz autorstwa pani Mirosławy Manugiewicz Talerz autorstwa pani Mirosławy Manugiewicz

Jeśli chodzi o Jej imię i nazwę miejscowości oraz fabryki - to zwykły zbieg okoliczności - Mama urodziła się zanim Dziadek rozpoczął pracę w Mirostowicach. Wówczas Dziadkowie mieszkali w Lubsku i tam mama spędziła dzieciństwo, chodziła do szkoły średniej, chyba studiowała już, gdy Dziadkowie przenieśli się z Lubska do Żar, do mieszkania "służbowego".