Radosław Rudziński 2012-12-09 komentarze
Gdy moja Mama odchodziła na emeryturę miała tylko jedno świadectwo pracy: z Mirostowickich Zakładów Ceramicznych. Pracowała tam od 1964 roku do końca istnienia Ceramiki. Tata od 1965 r. do końca, a Babcia od 1952 r. do emerytury.
Mirostowickie Zakłady Ceramiczne to dla niejednego mieszkańca Mirostowic Dolnych całe życie. A dla mnie?
Pamiętam portiernię. Przychodziłem tam jak chciałem odwiedzić Mamę albo Tatę. Pan na portierni chwytał za słuchawkę telefonu z tarczą, wykręcał numer do Mamy i po chwili mówił "możesz iść". Naciskał guzik i elektryczny rygiel otwierał metalową bramkę. Trzeba było szybko ją otworzyć, zanim przestała brzęczeć. Tak mi się zawsze przynajmniej wydawało.
Mijałem karty pracy i zegary, gdzie się wkładało owe karty przy wchodzeniu i wychodzeniu. Nieraz czekając na rodziców patrzyłem jak ludzie wkładali karty w zegary, te mocno trzaskały i już tylko kontrolny rzut oka czy "dobrze odbił" i można lecieć do domu. Mijam więc zegary i wchodzę z portierni na teren Zakładu.
Inny świat. Zapach form gipsowych, szum maszyn, ogromne hale, kominy. Stawałem się jeszcze mniejszy niż byłem. Czułem dla tego miejsca szacunek, podziw i respekt.
Dla nas, ludzi z Mirałek, Ceramika to część dzieciństwa, młodości, część życia.
Jeśli nigdy nie słyszałeś o Mirostowickich Zakładach Ceramicznych to postaram się opowiedzieć Ci jak najwięcej o tym magicznym miejscu.
Jeśli znasz naszą ceramikę, to powspominaj razem ze mną.
Spotkałem niedawno - całkiem przypadkiem - wnuczkę pierwszego dyrektora MZC. Chwilę rozmawialiśmy a ona wyjęła z portfela pamiątkowy emblemat z dużym symbolem "Mi" - sygnaturą, która była na każdym mirostowickim wyrobie. Serce na chwile mi się zatrzymało. Opowiedziała mi historię tej sygnaturki i serce znów przestało bić przez sekundę. Wróciłem do domu i w oczach stanęły mi łzy.
Nasza "Ceramika" to nie tylko skorupy, to nie tylko filiżanki, imbryki, kubki... "Ceramika" to ludzie, którzy ja tworzyli, to niesamowite historie, to odnajdywanie naszego "Mi" na końcu świata. Kilka takich historii niedługo Ci opowiem.
Choć teraz patrząc na ruiny zakładu pęka serce to nie traćmy ducha. Dopóki trwa pamięć o tym miejscu i ludziach, dopóty to miejsce jest wciąż żywe.