Nie przegap żadnych nowości!
Informacje o nowych wpisach prosto na Twój email.

Mirostolandia - czyli tam i z powrotem
Mirostowickie Zakłady Ceramiczne

Mirostolandia - czyli tam i z powrotem

Radek Rudziński 2020-06-01 komentarze

Zdradzamy kulisy!

To odcinek inny niż wszystkie! A dlaczego? Dlatego, że przeznaczony, dla moich najmłodszych odbiorców.

Cóż takiego wydarzyło się w Mirostolandii, w krainie, w której porcelit ma duszę?
Czy zazdrość to dobra cecha?
Kto śpiewa najpiękniej w całej okolicy?
I czy węże lubią jabłka?

 

Ten odcinek został wyemitowany 1 czerwca 2020 roku. Data oczywiście nie przypadkowa - Dzień Dziecka!

Pomysł, by nagrać specjalny odcinek dla dzieci wziął się stąd, że z różnych stron docierały do mnie sygnały, że nawet najmłodsze pokolenie żywo reaguje na nowe odcinki mojego vloga. Tak, mnie też to dziwi :) Człowiek, który siedzi w jednym miejscu i kilkanaście minut opowiada o ceramice? A jednak!

Odcinek nagraliśmy w trójkę, czyli ja, mój syn Kuba i córka Jagoda. Całość podzieliliśmy na etapy.

1. Najpierw przygotowanie scenariusza.

To chyba pierwszy odcinek, który doczekał się scenariusza :) Przygotowaliśmy dialogi, wykreowaliśmy postacie, a gdy do głowy przychodziły nam jakieś smaczki to natychmiast je dopisywaliśmy. To był długi etap, ale konieczny.

2. Nagranie.

Pierwotnie cały odcinek chciałem nagrać metodą poklatkową, czyli przygotowuję scenografię, robię zdjęcie, przesuwam postacie o kilka milimetrów, znów robię zdjęcie, i tak dalej. Następnie wszystkie zdjęcia wrzucam na montaż i wychodzi piękny film. Brzmi banalnie, ale... Im płynniejszą animację chciałbym osiągnąć, tym więcej zdjęć musiałbym wykonać. Normalnie, w filmach mamy 25 klatek na sekundę. Nawet, gdybym zmniejszył ilość klatek o połowę, to musiałbym wykonać 12 zdjęć na sekundę filmu. Łatwo więc policzyć, że na minutę filmu wychodzi 720 zdjęć, a na dziesięć minut 7200 zdjęć! Do tego scenografia, montaż, czyli praca nad odcinkiem zajęłaby mi jakieś... 2 lata.

Należało zatem cały proces uprościć. Wpadliśmy na pomysł wykorzystania tzw. green screena, czyli sceny nakręcamy na jednolitym tle, które w postprodukcji usuwamy i wklejamy dowolne, inne tło. Jako, że nie mieliśmy zielonego tła o odpowiedniej wielkości, wykorzystaliśmy niebieską roletę okienną. Do tego ubrany byłem w niebieską kurtkę biegową i niebieskie rękawiczki zakupione na potrzeby związane z pandemią.

Przygotowaliśmy plan. Kuba zajmował się obsługą kamery, Jagoda czytała scenariusz, a ja próbowałem poruszać postaciami. To był dramat! Strasznie się gubiłem, nie nadążałem za dialogami, myliłem postacie a do tego niemiłosiernie się pociłem w gumowych rękawiczkach. Na szczęście wszystko udało się nagrać jednego dnia.

Poniżej próbka sceny, z niebieskim tłem i bez postsynchronu.

3. Postsynchrony.

Nie było szans, by poruszać postaciami i jednocześnie nagrywać obraz i dźwięk. Wszystkie dialogi musieliśmy dograć osobno. Zatem scenariusz w garść, mikrofon na środku, na ekranie kolejne sceny z filmu i nagrywamy. Zabawa była przednia :) Czuliśmy się jak zawodowcy od dubbingu.

W końcu nadszedł czas na nagranie piosenek. I tu - jak można się domyśleć - nasza głupawka sięgnęła zenitu, a poziom żenady był minimalnie powyżej. To właśnie piosenki sprawiły, że pod moim adresem padały takie słowa jak "stary, a głupi", "czy naprawdę uważasz, że nie upokorzyłeś się już wystarczająco?". Cóż, artyści rzadko bywają zrozumiani ;) Tak naprawdę w głowie miałem tylko to, że ten odcinek przeznaczony jest dla dzieci i to one mają się dobrze bawić i uśmiechać. A co pomyślą o mnie dorośli? To już nie moje zmartwienie.

4. Montaż.

I tu znów czekało na mnie mnóstwo pracy. W każdej scenie należało usunąć tło, co wcale nie było takie łatwe i niestety moje amatorskie umiejętności poskutkowały amatorską jakością. Żmudny proces, kolejne godziny przed komputerem i wyścig z czasem, by zdążyć do 1 czerwca. Duża ilość scen filmowych i plików dźwiękowych, do tego dodawanie teł i staranie o jak najlepszą synchronizację nieco mnie zmęczyły. Gdy skończyłem czułem tylko i wyłącznie ulgę. Wyrenderowałem odcinek i usiedliśmy do wspólnego, pierwszego seansu. Dopiero po napisach końcowych poczułem frajdę z tego co zrobiliśmy...

Podsumowanie

To był odcinek, który wymagał zdecydowanie najwięcej pracy. Całość zajęła kilka dni. Czy było warto? To już ocenić musicie sami.

Staraliśmy się umieścić w filmie kilka smaczków, ale obawiam się, że istnieje ryzyko, że bawiły one tylko nas i niewiele osób w ogóle zwróciło na nie uwagę. Postaram się więc zwrócić uwagę na kilka z nich.

UWAGA! SPOILER ALERT!

  1. Wąż namawia Adama i Ewę do zjedzenia bigosu. Dlaczego? Bo sam wąż to nic innego jak uchwyt od mirostowickiej bigośnicy.
  2. Nowi uczniowie w klasie to filiżanki Novi. Ich imiona (Samuel i Oliwia) to imiona jednych z naszych najmłodszych widzów.
  3. Chcieliśmy, aby kubek Zośka, był nauczycielką, ale pod ręką miałem tylko Zośkę z utrąconym uchem. Dlaczego zatem nie zrobić z niej nauczycielki plastyki, krewnej Vincenta van Gogha?
  4. Dyrektor pomylił kapelusze - to nawiązanie do pomyłki w katalogu Ceramiki Stołowej i Galanterii z 1978 roku. Pisałem o tym tutaj.
  5. Kamień, który miał służyć do zgładzenia Czupakabry to kamień, który służył w MZC do wyrabiania masy ceramicznej w specjalnych bębnach. Jako, że takie kamienie kotłowały się z masą, po jakimś czasie były gładkie jak rzeczne otoczaki.
  6. Zdjęcia użyte w tle, to w większości zdjęcia z MZC.
  7. Zbir ze Szwecji to miał być kubek ze znanej szwedzkiej sieci. Niestety jedyny jaki miałem był niebieski, więc zniknąłby wraz z tłem. Jego okrzyk podczas ucieczki to oczywiście tzw. krzyk Wilhelma, który użyty był w co najmniej 433 filmach. Teraz już w 434 :) Groźba zharysowania to straszna rzecz dla porcelitu. Zharysowanie to spękanie szkliwa, można je często zauważyć na starych produktach.
  8. Kotek o imieniu Fela to kolejny ukłon w stronę najmłodszej publiczności, czyli córki Marty :)
  9. "Majestatyczny dzban z tego Wojtka" to jeden z komentarzy na Facebooku. Ulubiony komentarz Kuby, wiec wszedł do scenariusza.
  10. No i na koniec: Imię wróżki Eciwotsorim nie jest przypadkowe. Czy wiesz dlaczego akurat takie?